Kalifornia wrzesień 2064 roku
Gwendolyn stała w pięcioosobowej kolejce do kasy. W ręku miała plastikowe pudełko z soczystymi malinami na których widok można było skakać ze szczęścia. Po 5 minutach wyszła na parking. Zauważyłam idącego bruneta ubranego w czarny strój składający się z ciemnej koszulki i skórzanych spodni. Coś jest nie w porządku pomyślała. Szybkim krokiem próbowała iść w przeciwnym kierunki kiedy naprzeciwko niej szedł podobnie ubrany chłopak z chytrym uśmiechem. Dobrze wiedziała kim są i co w tej chwili się zdarzy. Zrobiła uskok w bok i popędziła przez trawnik w kierunku starej kamienicy. Kiedy już miała przekraczać próg starego, murowanego mieszkania w drzwiach pojawił się kolejny chłopak. Jego ręce zacisnęły się na jej nadgarstkach Gwendolyn. za nią już stali młodzieńcy których spotkała na parkingu.
-Już nam nie uciekniesz- powiedział z trumfem po czym założyli rudowłosej kajdanki. Wzięli ją pod oby wa ramiona i prowadzili do do najbliższej Komisji.
-Dopiero teraz mnie znaleźliście- wybuchła śmiechem Gwendolyn - AN zeszło na psy jak widzę.
Resztę drogi pokonali w milczeniu.
***
Chłopak odtworzył drzwi do głównej biblioteki. Była to potężna sala. Na jego końcu stało duże, dębowe biurko. Ku niemu były zwrócone sześć krzeseł tworzące półokrąg. Na środku leżał y dwie zwrócone do siebie czarne kanapy a pośrodku nich masywny dywan. Po bokach stały regały na cztery metry po dwa żędy przy ścianie. Każdy rząd miał po trzy półki co robiło wielkie wrażenie gdyż wszystkie były wypchane starymi książkami. Gwendolyn zeszła ze schodków następnie towarzyszący jej chłopcy odsunęli się na bok.
W bibliotece było kilka osób, wzrok ich wszystkich był zwrócony na piętnastolatkę o rudych kręcony włosach, owalnej twarzy, zielonych oczach, oraz gęstych rzęsach. Była ubrana w luźną bluzę koloru fioletowego pokazujące gołe ramię w tym ramiączko czarnego stanika. Do tego reszta jej stroju składała się z czarnych krótkich spodek i szarych trampek. Miała znudzony wyraz twarzy jakby całe te zajście robiła kilka razy dziennie. Wszyscy byli bardzo ciekawi dlaczego młoda, wysportowana na oko nie powodująca zagrożenia dziewczyna była skuta metalowymi kajdankami. Na fotelu obok biurka siedział przystojny blondyn z kręconymi włosami o kolorze przypominającej miód. Wstał i podszedł do jednego z chłopców którzy przyprowadzili zielonooką nastolatkę. po szybkiej wymianie zdań brunet o chytrym niegdyś uśmieszku zdjął kajdanki dziewczynie. Dziewczyna skierowała wzrok na blondyna i dygnęła w sposób który przedstawiał nieme dziękuje, tak jakbyśmy byli w XVI wieku. To nieco skołowała chłopaka ale z zamyślenia wyrwał go wesoły męski głos.
-Czy to nie nasza urocza Gwedolyn?- uśmiechnął się i zobaczył wolne nadgarstki nastolatki- Jak widzę zlitowali się nad tobą. Biedne dzieciaki nie wiedzą co byś z nich zrobiła w 4 minuty.- podszedł do małego stoliczka i nalał sobie i jej herbaty.-Nadal słodzisz tyle samo?- skierował na nią wzrok a ona potaknęła z uśmiechem.
Magnus podał jej filiżankę i usiadł na kraju najbliższej kanapy. Był ubrany w czarne spodnie, eleganckie buty i niebieską koszulę. Miał nie więcej niż 26 lat chodź tak naprawdę liczył sobie 369. Miał czarne włosy i radosny uśmiech który w skazywał iż bardzo się cieszy z odwiedzin nowo przy by tej dziewczyny którą bardzo dobrze znał. Całą ta scenkę oglądali nadal zgromadzona młodzież w bibliotece. wszyscy nie ruszali się z miejsc.
-Długo wam zeszło na znalezieniu mnie- oznajmiła, a następnie wycelowała rękom w dzbanek do herbaty. Z pokrywki zaczęła unosić się lewitująca herbata zmierzająca w jej kierunku . Po dwóch sekundach herbata przypominała postać krzesła. Rudowłosa bez wahania usiadła i opuściła rękę. Gwendolyn popijała z zadowoleniem herbatę ze swojej białej filiżanki.
-Oj no wiesz czasy się zmieniają, tracimy sporo naszych- powiedział ze smutkiem opuszczając głowę ale po chwili uniósł ją a na jego twarzy gościł znowu uśmiech.- Wiesz co- obejrzał się na resztę ludzi znajdujących się w pomieszczeniu- z nikim już nie mogę sobie tak swobodnie porozmawiać jak z tobą. A po za tym mamy dla ciebie propozycję ale nie zaczynajmy tematu od smutnych rzeczy.
-Magnusie wiesz że nie zostanę tutaj niż jakieś maksimum 10 minut- rozejrzała się po pomieszczeniu. Magnus poszedł jej śladem i także odwrócił się.
- Nie ma cie nic dzieciaki do roboty. Ferrier, Carnaby i Fadaye usiedlibyście w końcu i może tak przedstawili!- zwrócił się do blondyna i dwóch chłopaków którzy mnie przyprowadzili. Ferrier? No nie pomyślała Gwendolyn.
-Nie szkodzi Magnusie to nie te czasy-zaśmiała się.
Nagle męski czuły głos rozległ się po pomieszczeniu powodując narastającą radość w duszy dziewczyny. Do biblioteki tajnym przejściem wjechał na wózku inwalidzkim pan Robert Chandler. Gwendolyn pośpiesznie wstała, umieściła herbatę w dzbanku i uklękła z dumą przed pięćdziesięcioletnim mężczyzną. Ta scenka dziwnie wyglądała gdyż był to staromodny zwyczaj okazywania szacunku. Nastolatka wyprostowała się i uściskała z czułością pana Chandlera. Po chwili cofnęła się o krok a jej zielone oczy błyszczały.
-Moje kochane dziecko- powiedział pięćdziesięcioletni z czułością - jesteś nam potrzebna. Wiem jak na to zareagujesz wiem że ci ciężko ale nie tak ciężko jak jest w tej chwili Akademia Nieustraszoności. Chcę abyś została, skończyła edukację nie tylko dlatego żebyś my już nie musieli cię szukać- zaśmiał się staruszek. w jego oczach były łzy- ale dlatego że nosisz w sobie dar bardzo cenny aby stawić czoła armii Tantosa.
-Robercie-zaczęła Gwendolyn spoglądając ze smutkiem- rozumiem że się o mnie troszczysz ale ja tam nie pasuję, nie po tym wszystkim.
-Ami, proszę cię. Zrób to dla mnie dla twojego rodu, AN, dla Alec'a i Pety dla wszystkich którzy oddali życie w walce z Tytanem. Zostań dla Grace.Możesz to zrobić dla nich?
Dziewczyna uniosła głowę. W tej chwili patrzył na nią Pan Chandler, Magnus i Joseph reszta zajmowała się czytaniem lub rozmową tak jakby nas tu nie było. Nagle ogarnęło ją uczucie wytchnienia byliśmy pod czarami Magnusa które odwraca uwagę. Ale nawet jeśli to co robi tu Joseph? Am odepchnęła wszystkie myśli i skierowała wzrok na pana Roberta. Uniosła zdecydowanie głowę i przyklękła pochylając głowę.
- Ja, Gwendolyn Amberly Andersem proszę o przynależycie drugi raz do Akademii Nieustraszoności -wstała i odgarnęła rudy kosmyk.
- Gwendolyn Amberly Andersen witam cię w Akademii Nieustraszoności- powiedział z ulga i radością pan Chandler. Magnus zaklaskał i przytulił Gwen.
***
I o to pierwszy post xD czekam na komentarze miłego dnia :)
-Magnusie wiesz że nie zostanę tutaj niż jakieś maksimum 10 minut- rozejrzała się po pomieszczeniu. Magnus poszedł jej śladem i także odwrócił się.
- Nie ma cie nic dzieciaki do roboty. Ferrier, Carnaby i Fadaye usiedlibyście w końcu i może tak przedstawili!- zwrócił się do blondyna i dwóch chłopaków którzy mnie przyprowadzili. Ferrier? No nie pomyślała Gwendolyn.
-Nie szkodzi Magnusie to nie te czasy-zaśmiała się.
Nagle męski czuły głos rozległ się po pomieszczeniu powodując narastającą radość w duszy dziewczyny. Do biblioteki tajnym przejściem wjechał na wózku inwalidzkim pan Robert Chandler. Gwendolyn pośpiesznie wstała, umieściła herbatę w dzbanku i uklękła z dumą przed pięćdziesięcioletnim mężczyzną. Ta scenka dziwnie wyglądała gdyż był to staromodny zwyczaj okazywania szacunku. Nastolatka wyprostowała się i uściskała z czułością pana Chandlera. Po chwili cofnęła się o krok a jej zielone oczy błyszczały.
-Moje kochane dziecko- powiedział pięćdziesięcioletni z czułością - jesteś nam potrzebna. Wiem jak na to zareagujesz wiem że ci ciężko ale nie tak ciężko jak jest w tej chwili Akademia Nieustraszoności. Chcę abyś została, skończyła edukację nie tylko dlatego żebyś my już nie musieli cię szukać- zaśmiał się staruszek. w jego oczach były łzy- ale dlatego że nosisz w sobie dar bardzo cenny aby stawić czoła armii Tantosa.
-Robercie-zaczęła Gwendolyn spoglądając ze smutkiem- rozumiem że się o mnie troszczysz ale ja tam nie pasuję, nie po tym wszystkim.
-Ami, proszę cię. Zrób to dla mnie dla twojego rodu, AN, dla Alec'a i Pety dla wszystkich którzy oddali życie w walce z Tytanem. Zostań dla Grace.Możesz to zrobić dla nich?
Dziewczyna uniosła głowę. W tej chwili patrzył na nią Pan Chandler, Magnus i Joseph reszta zajmowała się czytaniem lub rozmową tak jakby nas tu nie było. Nagle ogarnęło ją uczucie wytchnienia byliśmy pod czarami Magnusa które odwraca uwagę. Ale nawet jeśli to co robi tu Joseph? Am odepchnęła wszystkie myśli i skierowała wzrok na pana Roberta. Uniosła zdecydowanie głowę i przyklękła pochylając głowę.
- Ja, Gwendolyn Amberly Andersem proszę o przynależycie drugi raz do Akademii Nieustraszoności -wstała i odgarnęła rudy kosmyk.
- Gwendolyn Amberly Andersen witam cię w Akademii Nieustraszoności- powiedział z ulga i radością pan Chandler. Magnus zaklaskał i przytulił Gwen.
***
I o to pierwszy post xD czekam na komentarze miłego dnia :)